Dostałem tę grę na urodziny od mojego szwagra, którego serdecznie pozdrawiam. Taka prawda, że gdyby nie on, to w 90% tytułów, w które zagrywałem się z wypiekami na twarzy podczas moich młodzieńczych chwil życia, nie miałbym okazji spróbować. Wiele razy będę go jeszcze przyzywał na łamach tej serii, ale wróćmy do bohatera odcinka, czyli Robin Hood: Legenda Sherwood.
Wydanie, które miałem (albo przynajmniej tak je pamiętam w mojej wyobraźni), było czymś w rodzaju składanej kartonowej koperty/opakowania. Z pewnością spotkaliście się z nim kiedyś – tak zapakowany był między innymi Baldur’s Gate. Niestety, kompletnie nigdzie nie mogę znaleźć choćby zdjęcia tego wydania – pojawia się jedynie plastikowe pudełko na płytę CD z BigBoxa oraz najświeższe wydanie w formie Extra Klasyki.
Robin Hood: Legenda Sherwood zostało wydane w 2002 roku. Grałem w niego na pewno zdecydowanie później, ale za Chiny ludowe nie jestem sobie w stanie przypomnieć, kiedy dokładnie to było. Był to przedstawiciel bardzo popularnego w tamtych czasach gatunku RTS, czyli strategii czasu rzeczywistego. Mniej więcej chodzi o to, że na żywo kierujemy postaciami i każemy im wykonywać dane czynności. W odróżnieniu od swojego starszego brata, czyli turówek, nie jesteśmy związani krępującymi gracza turami ani kolejkami ruchów – nasze działania są widziane od razu, w czasie rzeczywistym.
Kierujemy poczynaniami całej Wesołej Kompanii na czele oczywiście z Robin Hoodem, w akompaniamencie między innymi braciszka Tucka, Lady Marion czy też Małego Johna. Cała plejada gwiazd lasu Sherwood, który zresztą jest też naszą bazą wypadową. Szkolimy tutaj naszych kompanów w nowe umiejętności, wytwarzamy ekwipunek czy też leczymy ich z ran odniesionych podczas potyczek.
Wspomnianych wcześniej misji głównych jest bodajże 22 i toczą się one na terenach Nottingham, Yorku, Leicester, Lincoln i Derby oraz w przyległych do Sherwood lasach. Podczas ich wykonywania przejmujemy dowództwo nad całą zgrają, z której każdy bohater ma swoje unikatowe umiejętności. Przykładowo Robin potrafi strzelać z łuku, braciszek Tuck dysponuje niesamowitą tężyzną, dzięki której może przenosić ogłuszonych żołnierzy w krzaki, aby nasze poczynania odbywały się w stylu cienia. Na naszej drodze stanie oczywiście wielu żołnierzy oddanych służbie księciu Janowi. Możemy ich albo eliminować bez ceregieli, albo podejść do sprawy bardziej subtelnie.
Robin Hood: Legenda Sherwood zapadł mi tak głęboko w pamięci nie tylko przez świetną rozgrywkę, ale również przez polski dubbing – który może i nie był zjawiskowy, ale z pewnością zapadał w pamięć. Teksty typu „Wezmę wdowę po tobie” dodawały niezwykłego kolorytu i sznytu tej produkcji. Niestety, jeżeli zakupicie ją w wersji cyfrowej – między innymi na Steamie – będzie ona tego dubbingu pozbawiona. Niemniej istnieją bardzo łatwe sposoby, aby go przywrócić – dosłownie minutka w Google i po sprawie.
Niektórzy mają też problem z płynnością gry na nowszych systemach operacyjnych. Na szczęście ja się z tym nie spotkałem, ale gdyby co – istnieje nieoficjalna łatka, która bez problemu rozwiązuje ten problem.
Tenże wspaniały tytuł do dzisiaj pozostaje niezwykle grywalny – jak zresztą większość gier z tego gatunku z tamtej epoki. Można go dorwać za bardzo niewielkie pieniądze, więc zdecydowanie warto spróbować. Gorąco do tego zachęcam, a ja wracam pyknąć jeszcze jedną misję wraz z moją Wesołą Kompanią.